środa, 25 marca 2015

Rozdział 1 - ,,To jest totalne szaleństwo"

        Poranne, wrześniowe słońce tego dnia schowało się za szarymi chmurami, jakby chciało odrobinę dłużej pospać. Ciepły deszcz rozmazywał osady kurzu w oknach parterowych mieszkań przy ulicy 70 Upper West Side. Zewsząd dochodził radosny gwar dzieciaków wychodzących właśnie do szkoły. Młodzi chłopcy znajdujący się tuż poza zasięgiem wzroku rodziców, czym prędzej luzowali krawaty przy kołnierzykach i wyciągali na wierzch wciśnięte uprzednio w spodnie koszule. Dziewczęta podśpiewywały radośnie coś o radosnej drodze do szkoły, ściśnięte we trzy pod różową parasolką. Na rogu 70 i Columbus Ave, para nastolatków z dziwnymi fryzurami robiła sobie selfie na tle restauracji Amber. Pierwsze podmuchy chłodnego wiatru zwiastującego jesień, uderzyły w samotne drzewo przy jednej z kamienic, tylko po to, by przestraszone zrzuciło kilka samotnych liści. Właśnie w tym miejscu, zaczyna się historia o Skylar Czarnovsky. Spotykamy ją w przełomowym dla niej dniu. Ale cii! Ona jeszcze nie wie...

                        ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Niech to szlag jasny trafi ten przeklęty samochód! – Byłam świadoma, iż mój krzyk w jednym momencie uciszył psa, wiatr i resztę Nowego Jorku. Spojrzałam z dezaprobatą na mokre plamy po wodzie, która jeszcze kilka sekund temu znajdowała się w olbrzymiej kałuży. Niestety koła przejeżdżającego auta sprawiły, że dół mojej kremowej sukienki przybrał brudny kolor. – Dlaczego mnie to musi spotykać?! – krzyknęłam jeszcze raz w przestrzeń i wbiegłam ponownie do mieszkania.
Rozmyśliłaś się? – Tuż po przekroczeniu progu powitał mnie głos matki. Cristina wychyliła głowę z kuchni, w której właśnie sprzątała po śniadaniu. Pięćdziesięcioletnia kobieta nadal była ubrana w dresy służące za piżamę. Była szczupła, jej ciało i twarz naznaczone były trudami życia, które jej nie oszczędzało. Jednak pomimo zmarszczek i nie najlepszej już kondycji w jej oczach nadal można było dostrzec iskierki radości czerpanej z codzienności w tym pięknym mieście.
Oczywiście, że się nie rozmyśliłam – zniknęłam już za drzwiami swojego pokoju na piętrze. – Samochód mnie załatwił, muszę się przebrać! – mój głos był stłumiony przez grube ściany.
Pośpiesz się! Jeszcze się spóźnisz i twój Dreamy Boy ci ucieknie! - usłyszałam sarkastyczny ton mamy z dołu.
Ha ha haaa. – wywróciłam oczami otwierając z rozmachem szafę. Jedyna „wyjściowa" sukienka, oprócz pobrudzonej na sobie, wisiała w szafie schowana za strojami na zawody. Kupiłam ją po wygranej na Mistrzostwach USA w łyżwiarstwie figurowym juniorek w kategorii solistki. Była biała, dość krótka, wiązana na szyję. Wcześniej nie chciałam jej założyć, gdyż obawiałam się, że zanim dotrę na spotkanie z szychami, zamarznę na kamień.
No cóż, jak mus to mus. – Sprawdziłam tylko, czy sukienka jest czysta i wyprasowana, po czym szybko się przebrałam. Tym razem przed wyjściem z domu przeżegnałam się, zgarniając po drodze parasol. – Siła. – szepnęłam do swojego odbicia i zdecydowanym krokiem udałam się w stronę metra.

Właściwie to sama nie wiem skąd przyszła propozycja. Tydzień temu zadzwonił do mnie przedstawiciel związku łyżwiarskiego. Wyjaśnił, że trwają prace nad projektem popularyzacji łyżwiarstwa figurowego na świecie. Z funduszów Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej, oraz prywatnych sponsorów stworzony zostanie komercyjny program pokazowy „Burning Ice”. Do programu zostają zaproszeni najlepsi soliści, by po sezonie olimpijskim wprowadzili małe „urozmaicenie” do swojej kariery i zapisali do swego dorobku wystąpienie w parach sportowych przez co najmniej sezon. Małą motywacją do wzięcia udziału w programie był pokaźny kontrakt i jeszcze bardziej pokaźniejsze nagrody dla zwycięzców. Uczestnicy muszą tylko zaryzykować i zrezygnować na kilka miesięcy z kariery solowej. Wiadomo, że kategorie par sportowych i tanecznych najlepiej się sprzedają. Zawody mają być podzielone na fazę ćwierćfinałową, półfinałową i finałową. Potrzebowałam dokładnie dwóch dni na wstępne przemyślenia. Właśnie po dwóch dniach dostałam następny telefon. Podekscytowana, chichocząca kobieta, która się przedstawiła jako jeden z wicedyrektorów wykonawczych  ,,Burning Ice'' zakomunikowała, że gdybym się zgodziła, na 85% zostałabym partnerką nikogo innego jak  Alexandra Grahama. W tej chwili uświadomiłam sobie, że skoro taka sława jak Graham w to wchodzi, to będzie naprawdę wielki projekt, dający wielkie szanse. Nie mówiąc o zielonych... 
      Tak więc siedząc w wygodnym białym fotelu, w białym pomieszczeniu, czytając białe kartki umowy nie byłam już pewna niczego, prócz jednej rzeczy. Sytuacja była naprawdę dziwaczna. Byłam przekonana, że takie umowy przypominają książki pisane mikrodrukiem, ze spisem treści, przypisami, dokumentami i innymi pierdołami. Jednak miałam przed sobą tylko trzy przejrzyste strony. Problem leżał w tym, że już siódmy raz czytałam sam wstęp.  
Przepraszam, w ogóle nie mogę się skupić. Mogę wziąć to do domu i na spokojnie... – zaczęłam podnosząc niepewnie wzrok znad kartki. 
Och! To raczej nie będzie możliwe. – zakomunikowała Patricia Bennet, z którą wcześniej rozmawiałam telefonicznie.
Więc trochę czasu to zajmie. – Odparłam zrezygnowanym głosem. Upiłam łyk wody ze szklanki. – Pan Graham już to czytał?
Nie, ale wkrótce tu będzie... brunetka wyraźnie położyła nacisk na słowo WKRÓTCE, nerwowo stukając długopisem o powierzchnię stolika. W tym momencie przypominała bombę z końcowym krótkim odliczaniem do eksplozji. Wzięła oddech i uśmiechnęła się promiennie – Do tego czasu służę ci pomocą jeśli coś jest dla ciebie niezrozumiałe. To właściwie tylko część umowy,  następna część będzie podpisywania w innym terminie drogą indywidualną, dostosowana będzie do każdego z was z osobna. – Kobieta zaczęła bawić się płatkiem jednego z kwiatów stojących w wazonie na stoliku pomiędzy nimi. Oczywiście białego koloru. Gestem rezygnacji opuściłam wzrok na kartki papieru, podejmując kolejną próbę zrozumienia tekstu, podczas gdy Patricia wpadła w trans wygłaszając tyradę o planach przygotowań do pierwszego etapu rozgrywek.
– Ale ja jeszcze nic nie podpisałam... – szepnęłam chowając twarz w dłoniach. W tym samym czasie, do hallu hotelu dotarł wysoki brunet. Moje oczy automatycznie zaczepiły na nim wzrok, jak 99,9% zgromadzonej w tym miejscu populacji damskiej. Chłopak rozejrzał się po nowoczesnym wystroju wnętrza ściągając z oczu pilotki. Zdezorientowany mężczyzna skierował się w stronę recepcji. Zamienił kilka słów z młodą dziewczyną za komputerem, ta wyraźnie zarumieniona wskazała mu dłonią część parteru hotelowego, w której siedziałyśmy. Patricia siedziała tyłem, jednak ja doskonale widziałam przybysza. Alexander. Graham. Metr dziewięćdziesiąt parę zmysłowego mężczyzny. Oczywiście podziwiałam go tylko w kontekście sportowym. Czysto platonicznie. Właściwie, to nie było nasze pierwsze spotkanie. Ale teraz, kiedy widziałam jego zbliżającą się postać pomyślałam tylko jedno...
Gdzie trzeba podpisać? – wydukałam i po chwili ugryzłam się w język. Patricia zmarszczyła czoło, po czym widząc moją minę odwróciła się i również dostrzegła chłopaka.
No ile można czekać! – westchnęła i zaczęła poprawiać włosy. Zupełnie odruchowo spojrzałam na swoje odbicie w szybce telefonu. Chociaż i tak przy brunecie będę wyglądać jak buldog przy huskim. Kiedy Graham zbliżył się do miejsca gdzie siedziałyśmy, obydwie jak na wystrzał podniosłyśmy siedzenia do góry. Dopiero teraz dostrzegłam, że brunet trzyma w ręku dwie róże, w tym jedną białą, a drugą niezwykłego koloru szafirowego, wpadającego wręcz w purpurę. Przyznam się szczerze, że w życiu nie widziałam tak pięknego kwiatu.
Witam drogie panie, przepraszam za spóźnienie. – powiedział, po czym wręczył Patricii białą różę, witając się z nią. A więc dla mnie niebieska, automatycznie zapomniałam o jego spóźnieniu.
Ty musisz być Skylar, bardzo miło mi cię poznać. – Uśmiechnął się ściskając moją dłoń.
Mnie również miło cię poznać, Alexander. – No i proszę, już na „Ty”...
My się chyba już widzieliśmy. – dodał, marszcząc czoło. Bingo, Graham.
Hmm... tak. – nie wytrzymywałam jego intensywnego spojrzenia. – Spotkaliśmy się przypadkiem w styczniu podczas finału Mistrzostw USA. – Patricia z otwartą buzią patrzyła to na mnie, to na niego.
Racja! Uratowałem chyba niewinne ochraniacze na łyżwy przed okropną destrukcją. – Roześmiałam się mimowolnie, czując lekkie rozluźnienie atmosfery.
–  Tak, nie miałam szansy ci podziękować... no i pogratulować wygranej, oczywiście nie tylko w mistrzostwach USA, ale też srebra w Soczi... – zatrzymałam się. – bełkoczę?
– Może usiądźmy? – powiedziała równocześnie Patricia. Kiedy zajęliśmy swoje miejsca, inicjatorka spotkania podsunęła umowę chłopakowi. Zahipnotyzowana patrzyłam na jego ramię znajdujące się tuż obok mojego. Nigdy nie pomyślałam, że będę tak intensywnie podziwiać kogoś bicepsy. Pomyślałam, że facet nie będzie miał żadnych problemów, żeby mnie ot tak podrzucić... Potrząsnęłam głową pozbywając się dziwnego toku myślenia.
Rozumiem, że to nie jest cała umowa. – Alexander zmarszczył brwi.
To część wspólna umowy – dodała Bennet. – Druga część będzie dopasowana indywidualnie. Za pamięci, macie dokumentacje medyczną? – zwróciła się do nas obojga.
Szybko wyjęłam z torby teczkę ze wszystkimi badaniami i historiami kontuzji. Brunet założył ręce na klatkę i spojrzał podejrzliwym wzrokiem na Patricię.
Mój lekarz jest bardzo dobry w tym co robi, nie czuję potrzeby w oddawaniu się w ręce kogoś innego. – powiedział buntowniczo. Kobieta zacisnęła usta nie kryjąc zdenerwowania.
Porozmawiam ze sponsorami, nie wiem co się da zrobić. A poza tym mamy doskonałych lekarzy, nie masz się czego obawiać...
Niech pani zobaczy co da się zrobić... proszę – mężczyzna wyraźnie nie przywykł do wypowiadania słowa "proszę". Patricia spojrzała na niego z dezaprobatą, po czym schowała moją teczkę.
Dam wam chwilkę na zapoznanie się z treścią, zaraz wracam, muszę wykonać ważny telefon. – kobieta wyszła w kierunku toalety, zostawiając nas samych. Graham odłożył umowę poza zasięg wzroku i odwrócił się w moją stronę.
Więc, Skylar powiedz szczerze, jesteś zdecydowana na wejście w to? – zapytał, unosząc jedną brew. Czyżby liczył na mojego cykora? Spojrzałam mu prosto w oczy.
Tak, chcę. Dla mnie to duża szansa, ale zrozumiem jeśli chcesz zrezygnować. – próbowałam rozpoznać po jego twarzy, czy chłopak na poważnie rozważa udział w show. Właściwie to w dużej mierze podziwiałam jego pociągającą twarz. Miałam wyraźną słabość do ciemnych włosów i oczu oraz do lekkiego zarostu. No cóż, kariera detektywa nigdy nie była mi wróżona. Chłopak uśmiechnął się lekko.
Hmmm... cóż – sięgnął po umowę i długopis, poszukał czegoś wzrokiem i przyłożył długopis do kartki.
Co ty robisz?! – nie kryłam szoku. Spojrzałam na miejsce gdzie Graham kończył się podpisywać.
Nie widać? – podsunął mi umowę i podał długopis. – Twoja kolej.
Ale ja nawet tego nie przeczytałam! – Próbowałam zebrać swoją szczękę z podłogi. Pomieszczenie wypełnił śmiech mężczyzny.
Ja również, tylko trochę zerknąłem, ale uwierz mi, nawet jeśli by ci coś nie pasowało, nie miałabyś żadnych szans żeby coś zmienić. To jak będzie... Sky? – zamrugałam i ścisnęłam mocniej długopis w dłoni.
To jest totalne szaleństwo. – po ośmiu sekundach obok podpisu Alexandra Grahama pojawił się drugi.
Wróciłam! Czy rozumiecie wszystko co jest na tej... – Patricia spojrzała na odkładany przeze mnie długopis, później na kartki. Jej oczy rozszerzyły się. – podpisanej umowie? – dokończyła porywając strony ze stolika. Wpatrywała się w nie przez jakiś czas.
No to już chyba możemy zakończyć to spotkanie. – Alex nałożył swoje okulary i spojrzał na mnie. – Co powiesz na kawę? – rzucił obojętnie.
Kawę?
Kawę?!
To nie echo, to tylko piskliwe głosy dwóch zszokowanych kobiet. Mężczyzna zdjął z oparcia krzesła moją bladoniebieską marynarkę. Bennet wyraźnie zadowolona energicznie pisała sms-a na swoim smartfonie. Dopiero po chwili zrozumiałam, że Graham oczekuje żebym wstała i przyjęła jego pomoc. Oszołomiona posłusznie pozwoliłam się ubrać.
Dzięki... – wydukałam stojąc przed nim. W butach na dziesięciocentymetrowych obcasach dosięgałam mu do ramion. Ramion które troszkę przypominały szafę.
Do zobaczenia Patricio, miło było cię poznać. – Graham po raz ostatni spojrzał w kierunku brunetki i nie czekając na odpowiedź odwrócił się zgarniając mnie ze sobą. Mężczyzna po raz setny wykazał się manierami i przepuścił mnie w drzwiach.
Proszę, dżentelmeni jednak nie wyginęli. – pochwaliłam swojego towarzysza. Ten uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu. Znałam już tą reakcję. Wiedziałam, że za ciemnymi okularami Alexander puścił cwaniackie oczko, choć przez maksymalnie przyciemnione szybki nie dało się dostrzec oczu. 

3 komentarze:

  1. Zapraszam na nowy rozdział :3 http://tellmeblacorwhite.blogspot.com/2016/03/rozdzia-pierwszy.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, wpadłam tutaj przypadkiem, lecz postanowiłam, iż zostanę na dłużej, jesli pozwolisz :)) Lubię tematykę łyżwiarzy, ciekawi mnie jak dalej poprowadzisz tę historię.
    Pozdrawiam,
    http://wzburzone-fale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :)
      Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że ktokolwiek odnajdzie tego bloga. Bloga założyłam dawno, ale przed tym jak próbowałam jakkolwiek go zareklamować, mój komputer szlag strzelił, a miałam tam nabazgrane kilka rozdziałów, które niestety poszły się... :D
      Teraz, kiedy przczytałam jakąś wersję roboczą która zachowała się na bloggerze wróciła mi po części koncepcja. Oczywiście jak będę mieć czas to spróbuję coś napisać :)
      Bardzo dziękuję za komentarz :) Kilka słów daje tyle radości :D

      Usuń