środa, 25 marca 2015

Prolog - ,,Strach cię obleciał?"

    Głośna wrzawa wypełniła trybuny stadionu położonego w sercu dzielnicy Bronx Nowego Jorku. Zniekształcony głos spikera oznajmił, iż na parkiecie, za kilka chwil pojawi się Alexander Graham ze swoją partnerką Skylar Czarnovsky. Choć w jego ustach zabrzmiało to bardziej jak „Charnovaskay”. Zacisnęłam z całej siły pięści... jakby za mało czynników powodowało moje nadzwyczajne zdenerwowanie. Większość damskiej części publiczności, zgromadziła się właśnie po to, by ujrzeć na lodzie swojego idola – Alexa Grahama. Krzyczące, młode dziewczyny trzymały wysoko nad głową kolorowe plakaty i transparenty ze sloganami wspierającymi łyżwiarza, niektóre nawet zawierały oferty matrymonialne. Cóż, Graham powszechnie był uznawany za niezłą, wolną partię, ale żeby dla czternastolatek...? Moją nerwową kontemplację otoczenia przerwał nagły wybuch światła z reflektorów umieszczonych pod sufitem, skierowanym prosto na nas. W ich oślepiającym blasku poczułam się obnażona, naga. Ściągając z ostrzy łyżew ochraniacze zauważyłam, że ręce trzęsą mi się jak galareta. Prostując się spojrzałam na mojego partnera. Był ubrany w czarny garnitur, włożył na głowę czarny kapelusz dopełniający charakteryzację. Spojrzał na mnie, jego lekki uśmiech ostudził nieco moje zdenerwowanie. Nieco. Zorientowałam się, że próbuje ręcznie zmienić kształt ochraniaczy, kiedy Graham sięgnął do mojej dłoni i wyciągnął je siłą, po czym odłożył je poza zasięg mojego wzroku.
– Sky, wiesz że to jest ostatni moment na wycofanie się. Jeśli nie czujesz się na siłach, w tym momencie możemy zrezygnować.  – Powiedział spokojnie, jakby nie był w ogóle pod wrażeniem wrzawy na stadionie. Ogólnie, to to właśnie było moje największe marzenie w tej chwili – zdjąć łyżwy, uciec, położyć się gdzieś i przespać jakieś dziesięć najbliższych lat.
– Strach cię obleciał, panie Graham? – uśmiechnęłam się nieznacznie, choć śmiech wydawał mi się kompletnie nieirracjonalny, miałam ochotę zachichotać głośno.
– Gdybym teraz się wycofała, mogłabym już zmieniać tożsamość i uciekać na sam koniec świata, ewentualnie do jakiejś wioski w Tybecie. Może tam nie znalazłyby mnie te parszywe hieny z...
– Ciii. – przerwał mi Alex. – Nic nie mówiłem. No więc Sky, chyba mamy robotę do wykonania. – Podał mi dłoń. W drugiej trzymał błękitną, dużą różę. Wzięłam głęboki oddech i ostatni raz upewniłam się, że po lewej stronie widowni siedzi moja rodzina. Przyjęłam pomocną dłoń bruneta. Jednak kiedy postawiłam pierwszy krok na zimnej, idealnie wypolerowanej tafli lodu, oślepiona blaskiem reflektora zatrzymałam się.
– Czekaj! – krzyknęłam. Chłopak spojrzał na mnie z niepokojem. Wrzawa na trybunach powoli przycichała...   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz